czwartek, 6 lutego 2014

Okos enged, szamár szenved


Levente Andrássy

| 13 I 1997, Budapeszt | X klasa | profil medyczny | nielogicznie wiele fajek, deficyty w poczuciu własnej wartości | coraz częstsze i bardziej niepokojące spojrzenia w kierunku kolegów | dziwaczne zamiłowanie do twardych narkotyków | niewierzący syn pastora | zazwyczaj nazywany po nazwisku | Jedyną osobą, która może wysysać życie z pingwinów, jestem ja. I misie polarne. Bo takie są prawa natury |

Nigdy nie radził sobie zbyt dobrze z tym, że robi sie coraz starszy, a nie młodszy. Może dlatego, że nikt nie miał czasu by uświadomić mu, że to w gruncie rzeczy całkiem naturalne? A już z pewnością mniej niepokojące niż to, że w wieku lat siedemnastu wykazuje cechy typowe dla bardzo infantylnego głupka.
Rodzice mieli dla niego za mało czasu, dzielili go między pracę a siebie wzajemnie, dziecko było tylko dodatkiem, który dobrze się prezentuje, a gdy już nie jest potrzebny, to przecież można oddać na wychowanie jakiejś niańce. Do nich również nie miał szczęścia, jednak każda próba poskarżenia się była zbywana... Przecież szukanie kogoś do opieki to tylko kolejny kłopot, na który jego rodzice nie mieli czasu. Zależy im tylko, by nie przynosił wstydu, siedział cicho i robił to, czego się od niego wymaga. Dlatego uczy się na profilu medycznym, mimo, że zupełnie nie radzi sobie z przedmiotami ścisłymi. Chowa do kieszeni swoje zamiłowanie do rysunku, do którego zresztą ma niejaką smykałkę i udaje, że interesuje go to, co podobno powinno. Tak przekonująco, że nawet sam już w to wierzy.
Jego życiowym mottem jest "Nie przeszkadzać". Nie sobie, oczywiście, innym. Całe życie był spychany na bok, więc teraz, kiedy powinien umieć choć spróbować postawić na swoim, on dalej ustępuje, bo boi się, że sprawi komuś problem. Jest potwornie zahukany, cichy i zamknięty w sobie, zawsze trzyma się na uboczu, głównie dlatego, że nie ma prawie żadnych znajomych. Zresztą, krycie się po kątach to nie problem, gdy odstaje się od ziemi na zaledwie półtora metra z groszami od ziemi. Przerażają go wszelkiego rodzaju formy bliskości, nie lubi, jak ktoś go dotyka, ani tym bardziej, jak staje się zbyt drogi jego sercu. Bo boi się, że kiedyś nie będzie miał czasu dla swoich bliskich. Zupełnie, jak jego rodzice. Pewne cechy się dziedziczy, kto wie, czy ta sie do nich nie zalicza?

W końcu co on może?

[tytuł na nasze brzmi "mądry ustąpi, osioł cierpi", mniej więcej
nie pogryziemy, prędzej uciekniemy z piskiem, z natury jesteśmy głupki, ciapy i ofiary losu, i krucho bywa u nas z myśleniem]